Felieton: Deliberacje o wojnie

5 maj 2022

Radosław Miadiełko

Aris Messinis/AFP / EAST NEWS

Wojna – relikt przeszłości. Dla znacznej części społeczeństwa wojna jest już tylko historią, motywem w kinematografii oraz elementem dyskusji nad postawą naszych przodków. Wszystko to sprawia, że żyjemy niejako w bańce końca historii Fukuyamy. Twierdzimy, że wojna – jako relikt – jest elementem przeszłości i nie ma jakiejkolwiek szansy na powtórkę w przyszłości. Dzieje się tak pomimo, iż świat jest dalej pełen wojen. Perspektywa zachodniocentryczna pozwalała nam na komentowanie i obserwację konfiktów z trzeciego planu. Wydaję się czasem, że poszczególne konfikty traktowaliśmy jak serial, przyglądając się nim, czasami zarzucając jakimś komentarzem, po czym wracalismy do naszych codzinnych czynności. Sytuacja stała się nieco inna, gdy wojna zbliżyła się do naszej bańki na tyle blisko, że zainstniało ryzko jej pęknięcia. 

W listopadzie 2021r. wybuchł kryzys na granicy polsko-białoruskiej, który okazał się jedynie preludium do późniejszych wydarzeń. Już wtedy amerykański wywiad informował o gromadzących się rosyjskich wojskach na granicy wschodniej Ukrainy. Wydaje się, że wykorzysując kryzys humanitarny, ZBiR (Związek Białorusi i Rosji mający na celu doprowadzenie w przyszłości do integracji gospodarczej i walutowej – przyp. autora) chciał przetestować sprawczość oraz jedność Unii Europesjkiej oraz NATO. Z drugiej strony była to zasłona dymna na przerzucanie wojsk. Wspólnota Europejska stanęła przed ogromnym dylematem dotykającym wartości głoszonych przez zachód. Z jednej strony, nie można było ulec gierkom politycznym Łukaszenki, z drugiej strony chciano zapewnić pomoc osobom wykorzystanym do cyniczej próby destabilizacji. Pomimo rozgłosu medialnego i aktywności politycznej, społeczeństwo europejskie uznało to za przejściowy problem nie zagrażający kompletnie współczesnemu ładowi europejskimu. Ta postawa ciągneła się niemal do 24 lutego 2022r. Przez wiele tygodnii słyszelismy o możliwym ataku na jedno z największych państw europejskich. Niejako wierzylismy w zapewnienia rosyjskich decydentów o nieplanowniu inwazji oraz w siłę sprawczości europejskiej dyplomacji. Ja sam kładąc się spać 23 lutego, czytając Twittera, na którym pojawiało się coraz więcej głosów o tym, że atak nastąpi już z samego rana, nie dowierzałem. Kilka tygodnii przed tym wydarzeniem czytałem zbiór wypowiedzi Mariana Turskiego pod tytułem Nie bądź obojetny. Książka, chociaż smutna, zostawiła mnie z uczuciem nadziei, że tysiące razy wypowiadany zwrot NIGDY WIĘCEJ WOJNY pozostanie w głowach ludzkości. Byłem pewny, że pamięć okropności wydarzeń z I połowy XX w. nie pozwoli nikomu nawet w najmniejszy sposób powrócić do tamtych wydarzeń. Jednak stało się. 24 lutego obudziliśmy się w innej rzeczywistości, chociaż dalej w naszej bańce ochronnej pod parasolem NATO i UE. Nasi przyjaciele za wschodniej granicy, byli świadkami przeistoczenia reliktu wojny w rzeczywistość. Pamiętam, że tego dnia zrozumiałem, że historia się toczy, nie żyjemy w utopijnych czasach, w których wystarczy zadbać o samego siebie i rozwijać swoje potrzeby. Nie możemy spocząć na laurach i stwierdzić, że nasze wartości i bezpieczeństwo są nienaruszalne. Wręcz przeciwnie – żeby ich nie utracić należy codzinnie starać się i walczyć o nie. 

Alexis De Tocqueville wskazywał, że społeczeństwo może powstać jedynie przy wyznawaniu wspólnych wartości. Jeszcze parę tygodni temu, patrząc na ogromną polaryzcję polskiego społeczeństwa, można było pomyśleć, że stwierdzenie to jest kompletną nieprawdą. Jednak w mojej opinii, kryzys humanitarny w Ukrainie niejako odsłonił nasze wspólne wartości, którymi jest szeroko rozumiana dobroć i chęć niesienia pomocy człowiekowi. Polska pokazała jak ważne dla wspólczesnego demokratycznego państwa są samorządy oraz organizacje pozarządowe, które są w stanie bardzo szybko wypracować rozwiązania i zaktywizować poszczególną grupę ludzi. Stoimy przed ogromnym wyzwaniem logistycznym. Według mnie aktualną sytuację najtrafniej oddaje tweet dr hab. prof. ucz. Macieja Duszczyka: “Dajemy radę! Jednak pomoc uchodźcom to nie jest sprint, a bieg długodystansowy, a może maraton. Trzeba rozłożyć siły i myśleć o drugiej fazie biegu”. Powstaje wiele pytań: ile jeszcze potrwa cała ta sytuacja? jak wielu uchodźców będzie chciało zostać u nas? jak przygotować szkolnictwo, by zapewnić prawo do edukacji tak dużej liczbie osób? 

Na spotkaniu dotyczącym Ukrainy organziowanym przez koło Młodzi o polityce został poruszony bardzo ciekawy wątek odbudowy państwa Ukraińskiego. Zwrócono uwagę na tzw. brain drain. Wiele krajów może pokusić się o przygotowanie strategii na zatrzymanie najzdolniejszych Ukrianców w swoim kraju. Jednak w interesie całej Europy jest, aby Ci zdolni ludzie wrócili do swojego kraju i wraz z nasza pomocą odbudowywali go z okropieństwa, które wyrządziła im Rosja. Aby Ukraina odbudowała się jako przede wszystkim  demokratyczne państwo prawa. Wszystkie kraje szeroko rozumianego zachodu są, według mnie, zobligowane do odbudowania Ukriany, jak i zniwelowania w jak  największym stopniu kryzysu humanitarnego. Większość państw przespała znaczenie aneksji Krymu w 2014r., nie regując wystarczająco na tamte wydarzenia i trwającą od 8 lat wojny na wschodzie Ukrainy. Niewątpliwie Polsce, jak i całej Europie, powinno zależeć na silnej i demokratycznej Ukrainie. To przecież ona jest buforem przed imperialistycznymi zapędami Rosji. Nie bez przyczny Jerzy Giedroyc wskazywał, że jedym z jego najważniejszych dokonań była normalizacja stosunków polsko-ukraińskich. A dotykając kwesti zapędów polityki imperialistycznej Rosji zaznaczał, że Musimy za wszelką cenę utrzymać niepodległość Ukriany, Litwy, Białorusi, bo to jest w naszym życiowym interesie. Gdyby Rosja wchonęlą Ukrainę, to jestśmy ugotowani, wzięci za gardło. 


Po 24 lutego rozmawiałem z moim kolegą z Kamerunu. Uświadomił mnie on w jednej bardzo niepokojacej sprawie. Zapytał Dlaczego świat tak mocno zareagował na to co się stało w Ukrainie? Wojny trwają ciągle, na całym świecie, a dopiero na konfikt europejski tak naprawde państwa zachodu się obudziły. Próbowałem wytłumaczyć mu to z perspektywy stosunków międzynardowych – jak ważna geostrategicznie jest Ukraina, że to najwększy krzys od II wojny światowej. On to wszystko rozumiał, jednak z hipokryzją, którą zarzucał światu zachodniemu, trudno się nie zgodzić. Świat zachodni, zareagował zdecydowanie na cierpienie ludzkie, gdy ono zaczęło dziać się w pobliżu jego granic.

Doktryna Madeleine Albright, przeciwwaga dla Dokrtyny Breżniewa, miała być twardą kartą zachodu, chroniąca jego podstawowe wartości, czyli prawa człowieka i demokrację. Jednak zachód pogrążył się w czasach Fukuyamy i nieco rozleniwił. W cieniu amerykańskiego orła powoli wzrastały odradzjace się autokracje. Nasuwa się więc pytanie, czy zachód, próbujący spowolnić rewisjonistyczne zapędy autokracji, wytworzy jakieś realne narzędzie? Być może tym narzędziem już stała się gospodarka oraz sankcje. Tylko czy ten mechanizm wytrzyma na dłuższą metę? 

Radosław Miadiełko